Kilka lat temu byłem pracownikiem serwisu komputerowego oraz sklepu ze sprzętem elektronicznym.
Moim szefem był pan Janusz, pozdrawiam, jeśli pan to czyta.
Moja praca polegała na sprzedaży komputerów, przyjmowaniu sprzętu do naprawy, samej jego naprawie oraz wydaniu z powrotem już działającego jak trzeba.
Nasz slogan brzmiał: My zrobimy wszystko! Dobrze, tanio i szybko.
Jeśli coś możemy zrobić od ręki w parę minut, to robimy to zupełnie za darmo, ale jeśli jest coś bardziej czasochłonnego, to klienci zostawiają nam sprzęt do naprawy, podają swoje imię, nazwisko, adres zamieszkania, numer telefonu, my to zapisujemy w komputerze, piszemy jakiś opis usterki, wstępną cenę naprawy i od razu drukujemy, jedna kopia dla nas, druga dla klienta.
Poniedziałek.
Przyszedł starszy pan, chyba z wnuczką oraz tabletem w ręce i skarżył się, że wyskakuje mu wciąż jakiś komunikat podczas używania tego urządzenia, patrzę, a tu jakiś komunikat o błędzie działania jakiejś gównoaplikacji, myślę, wystarczy usunąć tę aplikację i będzie ok, no ale przecież pan Janusz musi zarobić, więc dlatego przyjąłem tablet do naprawy, mówię, że naprawa będzie kosztowała 50 zł, pan się zgodził.
Ten tablet nie był jakiś najnowszy, z ciekawości zobaczyłem, ile taki kosztuje na portalu z ogłoszeniami, wyszło, że około 100 zł, ale cóż, trzeba zarobić.
A co do samej naprawy, było tak, jak myślałem, czasem nikt nie przychodził, więc miałem dość dużo czasu na „naprawianie”, trochę pobawiłem się tabletem, przejrzałem prywatne zdjęcia i filmy, pograłem chwilę, co jakiś czas wyskakiwał komunikat, na który skarżył się właściciel.
Odinstalowałem tamtą aplikację, od wtedy już błędu nie zobaczyłem, mogłem już zadzwonić do klienta, że może przyjść, odebrać tablet, ale by nie było, że naprawa zajęła mi parę minut, to zadzwoniłem do właściciela następnego dnia.
Wtorek.
Przychodzi klient, z jakimś bardzo starym laptopem, widać, że trochę nie ogar.
Jego problemem był niedziałający program Skype.
Przyjąłem lapka do naprawy, za 50 zł, przy okazji klient podał mi e-mail i hasło do konta do Skype.
Po treści błędu, który wyskakiwał podczas próby uruchomienia problemu, wiedziałem, że chodzi o to, że Skype nie obsługuje tego systemu operacyjnego, a dokładniej Windowsa XP, wszedłem w Google, wpisałem, co trzeba, wszedłem w pierwszy link, poczytałem, okazało się, że wystarczy pobrać i zainstalować trochę starszą wersję Skype, więc tak zrobiłem, wpisuję login i hasło, działa.
Jak w przypadku tableta, zadzwoniłem do klienta następnego dnia.
Środa.
Klienci nie tylko osobiście przychodzili ze sprzętem, ale też dzwonili na telefon, przedstawiali, jaki mają problem.
W tym konkretnym przypadku klienta miała problem z laptopem, który jak sama stwierdziła nie włącza się.
Powiedziałem, że naprawa nie będzie problemem i może śmiało przyjść.
Choć tak naprawdę bez żadnej diagnozy nie wiadomo, jaka jest przyczyna, ale przecież klienci tego nie muszą wiedzieć.
Godzinę później pani przyszła, powiedziała, że to ona od tego laptopa, co się nie włącza, położyła go na ladzie, naciska przycisk power, laptopa zaczyna się uruchamiać, ale wyskakuje komunikat „Disk boot failure – insert system disc and press enter”, myślę sobie, klienta to totalna idiotka, rozumiem, że można się nie znać, ale jest jednak różnica pomiędzy: nie włącza się, a włącza się, ale jest jakiś błąd.
Powiedziałem jej, że to może być coś poważnego, naprawą będzie kosztowała 100 zł lub więcej, zgodziła się, wziąłem laptopa na zaplecze, wchodzę w bios, sprawdzam, dysk jest wykrywany, wchodzę w zakładkę boot, ustawiam HDD, by był na samej górze, zapisuję ustawienia, restartuję komputer, Windows działa.
Praca zrobiona, teraz tylko trochę poczekać, następnego dnia zadzwonić do klienta, by że sprzęt jest gotowy do odebrania, wziąć 100 zł, opowiedzieć, że naprawa była bardzo trudna, ale my jako profesjonaliści daliśmy radę.
Czwartek.
Przyszedł jakiś dzieciak, z komputerem stacjonarnym, mówi, że ma z nim problem polegający na tym, że dołączył kość pamięci RAM i od wtedy komputer piszczy.
Mówię mu, że naprawa będzie kosztowała 50 zł lub więcej, w zależności od kosztu będzie, zgodził się i poszedł. Na zapleczu włączam kompa, rzeczywiście, 2 piknięcia cisza, 2 piknięcia cisza i tak w kółko, nawet nie musiałem patrzeć w instrukcje obsługi od płyty głównej, by wiedzieć, co oznaczają te sygnały dźwiękowe, wyjąłem jedną pamięć RAM, naciskam przycisk power, komputer się włączą, choć zajmuje to dłuższą chwilę, komputer wchodzi do pulpitu systemu Windows, ze względu, że nie chce mi się czekać, wyłączam komputer poprzez wyłączenie listwy zasilającej.
Mam pod ręką testową pamięć RAM, wkładam ją w miejsce potencjalnie niesprawnej, komputer działa, ale Windows ma jakiś problem z uruchomieniem.
Dzwonię do dzieciaka i mu mówię, że po wielu testach ustaliliśmy, że tamta kość RAM, co ją dołożył, jest niesprawna, zaproponowałem mu kupno pamięci u nas (u nas nie jest tanio, za identyczną pamięć RAM, w normalnym sklepie z częściami komputerowymi by zapłacił 200 zł, u nas 260, poza tym ta część akurat była ze zwrotu, ktoś kupił, potem uznał, że chce oddać), poza tym, że jest problem z Windowsem i za 100 zł, możemy mu zrobić reinstall, dzieciak się na wszystko zgodził.
Włożyłem do kompa płytę z Windowsem, zabootowałem, przeszedłem proces instalacji, w międzyczasie pobrałem z neta sterowniki, następnie zainstalowałem je, komp był już gotowy po godzinie, gdzie 55 minut zajęło czekanie, aż komputer wszystko przetworzy, a 5 minut mojego klikania.
Następnego dnia dzieciak przyszedł, pokazałem mu, że wszystko działa, zachwalałem, że komputer działa jak nówka sztuka, ucieszył się, zapłacił i na odchodne powiedział, że jesteśmy najlepszym serwisem, jaki zna.
Piątek.
Przyszedł jakiś Seba z Karyną i mówią, że chcą by im złożyć kompa, coś tam też wspominają, że mieszkali w UK przez kilka lat.
Widać, że hajs się zgadza oraz że nie grzeszą rozumem.
Złożyłem im kompa, nie fizycznie, jedynie na papierze, głównie na liście znajdują się części, które nie chodzą oraz jakieś ze zwrotów, dopisuję cenę instalacji Windowsa, dla nich niech to będzie 150 zł, złożenie kompa drugie tyle, razem wyszło ponad 3000 zeta, choć za same części u konkurencji by zapłacili o 500 mniej.
Pan Janusz mnie bardzo chwali za pracowitość, daje mi dość wysokie premie, nie narzekam, choć lekko mam wyrzuty sumienia, że naciągam klientów, ale z drugiej strony, jak są tacy głupi i są skłonni zapłacić, to czemu nie mamy korzystać?
#pasta #komputery #serwispc #naprawalaptopow #naprawa #windows #windows7 #bekazpodludzi
Przepraszam za wszelkie błędy, ale trochę długie i zajęło mi to o wiele więcej czasu niż powinno ( ͡° ͜ʖ ͡°)